niedziela, 16 marca 2014

Warto być aktywnym!


Od stycznia tego roku jestem pracownikiem działu marketingu w międzynarodowej firmie farmaceutycznej. Wydawać by się mogło, że nie ma to żadnego związku z moim wykształceniem, bo co ma politologia wspólnego z farmaceutyką? A zarządzanie? Może trochę, bo wiedza z tej dziedziny  przydatna jest niemal w każdym zawodzie. No dobrze. Ale informacja naukowa i bibliotekoznawstwo? Co ma piernik do wiatraka? Skoro nie jestem infobrokerem ani bibliotekarką, to czy było warto? Czy te studia miały jakikolwiek sens?

Miały. Zanim wyjaśnię dlaczego, powiem jeszcze kilka słów na temat mojego doświadczenia zawodowego. Mam za sobą kilkumiesięczny staż w bibliotece i 4-miesięczną umowę o pracę w urzędzie gminy i nie licząc prac sezonowych w Anglii i w Norwegii – to wszystko. Pod koniec studiów wzięłam się jeszcze za MLM, ale ten biznes wymaga więcej zaangażowania, żeby dawać efekty.

Cała reszta mojego CV wypełniona jest projektami zrealizowanymi w ramach działalności w organizacjach studenckich, a przede wszystkim w SKIN „Palimpsest”. Zupełnie za darmo, z pełnym poświęceniem i zawsze z wiarą, że wszystko, co robię, ma sens, zbierałam kolejne doświadczenia i czułam, że pomimo beznadziejnej wręcz sytuacji absolwentów na rynku pracy, o której codziennie rozpisują się gazety i portale informacyjne, prędzej czy później znajdę swoje miejsce. I znalazłam.

O pracy w marketingu zaczęłam myśleć poważnie dopiero pod koniec studiów - po kilku większych, udanych projektach, które gdzieś tam zyskały rozgłos, bo zostały dobrze poprowadzone. To dało mi pewność, że idę w dobrym kierunku oraz w pełni wykorzystuję swoje umiejętności, dlatego zaczęłam przeglądać oferty pracy związanej z marketingiem. Szczególnie atrakcyjne wydawały mi się te firmy, które były powiązane w jakiś sposób z branżą medyczną – takie mam zainteresowania. Podczas wszystkich rozmów kwalifikacyjnych, na które zostałam zaproszona, mowa była przede wszystkim o działalności w organizacjach studenckich. „Czego się Pani nauczyła?”, „Jakie miała Pani obowiązki jako przewodnicząca?”, „Jak licznym zespołem Pani zarządzała?”, „Jak godziła Pani studiowanie tych wszystkich kierunków na raz i zajęcia z działalnością studencką?”. Odpowiadałam szczerze, „z głowy.” Nauczyłam się pracować. – Brzmi banalnie, ale to jest w tym wszystkim najistotniejsze. Nauczyłam się organizować czas sobie i innym, starać się o miejsce, terminy, środki i zasoby. Nauczałam się być odpowiedzialną i odpowiadać za wszystko, co robię. Nauczyłam się ponosić i wyciągać konsekwencje. Najważniejsze jednak jest to, że nauczyłam się współpracować z ludźmi – efektywna praca w zespole z umiejętnością odnalezienia własnego miejsca jest czymś bezcennym i wbrew pozorom wcale nie jest łatwa i naturalna. Bardzo ważna w tym wszystkim była możliwość awansu na lidera zespołu. Choć na początku najzwyczajniej bałam się tak dużej odpowiedzialności, to dziś wiem, na czym polega rozwój osobisty. Jeśli zaś chodzi o zarządzanie zespołem – nic prostszego, jeśli współpracuje się z ludźmi, których łączy wspólny cel. Trzeba tylko dawać dobry przykład i starać się do każdego dotrzeć. Kluczem do wszystkiego jest motywacja i umiejętność jej odnalezienia w każdym człowieku. A robienie tych wszystkich rzeczy na raz? Już tak mam. Chciałabym mieć i umieć jak najwięcej. Nie można mieć wszystkiego, ale można mieć dużo, jeśli się tylko chce. Trzeba tylko uwierzyć we własne siły i porzucić destrukcyjne przekonanie, że jeśli coś mi się nie uda, to świat się skończy.

Koło naukowe, samorząd studencki czy inne organizacje funkcjonujące w środowisku akademickim to szansa na rozwój dla każdego studenta. Nawet jeśli nie czujesz się szczególnie utalentowany – to nic. Najprawdopodobniej nie znalazł się jeszcze nikt, kto mógłby pomóc ci odnaleźć i wykorzystać twoje mocne strony. Każda osoba, która choć na chwilę stała się członkiem SKIN „Palimpsest” wniosła ze sobą coś, co złożyło się na wspólny sukces związany z realizacją jakiegoś celu, i wyniosła stąd jakieś doświadczenia – być może nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Ja wyniosłam całą siebie, taką jaką jestem teraz i jeszcze przez długi czas będę utożsamiać się z tym Kołem i jego działalnością. Wciąż jestem „Palimpsestem”.

I jeszcze na koniec parę słów o samym INiBie jako kierunku. Czy wiedza przekazywana na tych studiach ma jakiekolwiek odniesienie do marketingu? Jasne! Ci, którzy studiują bibliotekoznawstwo, dobrze o tym wiedzą. Promocja czegokolwiek bezwzględnie łączy się z komunikacją. Komunikacja zaś jest procesem przekazywania informacji za pośrednictwem mediów (niekoniecznie masowych, niekoniecznie też elektronicznych), a umiejętność ich [mediów i informacji] rozpoznawania, selekcji, okiełznywania i posługiwania się nimi – co jest właśnie istotą tych studiów – staje się niezwykłą mocą w świecie zalanym przez ocean wymieszanych ze sobą bezużytecznych, jak i bezcennych informacji. Jest to świat zamieszkiwany przez społeczeństwo, które już nie tylko w wywodach socjologów czy informatologów nazywane jest informacyjnym. Warto interesować się zagadnieniami związanymi z teorią informacji chociażby po to, by być bardziej świadomym jego członkiem.

Warto też, będąc studentem robić coś więcej, niż przewidziano w programie i dać sobie szansę na lepszą przyszłość, zdobywając doświadczenie dobrze się przy tym bawiąc. Bo jest jeszcze coś, o czym wcześniej nie wspomniałam a przecież chyba najważniejsze: ludzie. Fantastyczni ludzie, których poznaje się bez przerwy. Niektórzy stają się dla nas inspiracją, inni oferują pomoc, kiedy jest potrzebna, a jeszcze inni (albo ci sami) w końcu stają się naszymi przyjaciółmi w życiu prywatnym.

Anna Paszko - magister zarządzania, absolwentka studiów licencjackich w dziedzinie informacji naukowej i bibliotekoznawstwa oraz politologii, niedoszła florystka. Interesuje się informacją, mediami, rynkiem zdrowia i polityką. W wolnych chwilach najchętniej: rysuje, pisze, czyta i pływa. Wychowana pod lasem w podhrubieszowskiej wsi, studiowała w Lublinie, aktualnie mieszka i pracuje w Warszawie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz