Od stycznia
tego roku jestem pracownikiem działu marketingu w międzynarodowej firmie
farmaceutycznej. Wydawać by się mogło, że nie ma to żadnego związku z moim
wykształceniem, bo co ma politologia wspólnego z farmaceutyką? A zarządzanie?
Może trochę, bo wiedza z tej dziedziny przydatna jest niemal w każdym zawodzie. No
dobrze. Ale informacja naukowa i bibliotekoznawstwo? Co ma piernik do wiatraka?
Skoro nie jestem infobrokerem ani bibliotekarką, to czy było warto? Czy te
studia miały jakikolwiek sens?
Miały. Zanim wyjaśnię dlaczego, powiem
jeszcze kilka słów na temat mojego doświadczenia zawodowego. Mam za sobą
kilkumiesięczny staż w bibliotece i 4-miesięczną umowę o pracę w urzędzie gminy
i nie
licząc prac sezonowych w Anglii i
w Norwegii – to wszystko. Pod koniec studiów wzięłam się jeszcze za MLM, ale ten biznes wymaga więcej zaangażowania, żeby dawać efekty.
Cała reszta mojego CV wypełniona
jest projektami zrealizowanymi w ramach działalności w organizacjach
studenckich, a przede wszystkim w SKIN „Palimpsest”. Zupełnie za darmo, z
pełnym poświęceniem i zawsze z wiarą, że wszystko, co robię, ma sens, zbierałam
kolejne doświadczenia i czułam, że pomimo beznadziejnej wręcz sytuacji
absolwentów na rynku pracy, o której codziennie rozpisują się gazety i portale
informacyjne, prędzej czy później znajdę swoje miejsce. I znalazłam.
O pracy w marketingu zaczęłam
myśleć poważnie dopiero pod koniec studiów - po kilku większych, udanych
projektach, które gdzieś
tam zyskały
rozgłos, bo zostały dobrze poprowadzone. To dało mi pewność, że idę w dobrym
kierunku oraz w pełni wykorzystuję swoje umiejętności, dlatego zaczęłam
przeglądać oferty pracy związanej z marketingiem. Szczególnie atrakcyjne
wydawały mi się te firmy, które były powiązane w jakiś sposób z branżą medyczną
– takie mam zainteresowania. Podczas wszystkich rozmów kwalifikacyjnych, na
które zostałam zaproszona, mowa była przede wszystkim o działalności w organizacjach
studenckich. „Czego się Pani nauczyła?”, „Jakie miała Pani obowiązki jako
przewodnicząca?”, „Jak licznym zespołem Pani zarządzała?”, „Jak godziła Pani
studiowanie tych wszystkich kierunków na raz i zajęcia z działalnością
studencką?”. Odpowiadałam szczerze, „z głowy.” Nauczyłam się pracować. – Brzmi
banalnie, ale to jest w tym wszystkim najistotniejsze. Nauczyłam się
organizować czas sobie i innym, starać się o miejsce, terminy, środki i zasoby.
Nauczałam się być odpowiedzialną i odpowiadać za wszystko, co robię. Nauczyłam
się ponosić i wyciągać konsekwencje. Najważniejsze jednak jest to, że nauczyłam
się współpracować z ludźmi – efektywna praca w zespole z umiejętnością
odnalezienia własnego miejsca jest czymś bezcennym i wbrew pozorom wcale nie
jest łatwa i naturalna. Bardzo ważna w tym wszystkim była możliwość awansu na
lidera zespołu. Choć na początku najzwyczajniej bałam się tak dużej
odpowiedzialności, to dziś wiem, na czym polega rozwój osobisty. Jeśli zaś
chodzi o zarządzanie zespołem – nic prostszego, jeśli współpracuje się z
ludźmi, których łączy wspólny cel. Trzeba tylko dawać dobry przykład i starać
się do każdego dotrzeć. Kluczem do wszystkiego jest motywacja i umiejętność jej
odnalezienia w każdym człowieku. A robienie tych wszystkich rzeczy na raz? Już
tak mam. Chciałabym mieć i umieć jak najwięcej. Nie można mieć wszystkiego, ale
można mieć dużo, jeśli się tylko chce. Trzeba tylko uwierzyć we własne siły i porzucić
destrukcyjne przekonanie, że jeśli coś mi się nie uda, to świat się skończy.
Koło naukowe, samorząd studencki
czy inne organizacje funkcjonujące w środowisku akademickim to szansa na rozwój
dla każdego studenta. Nawet jeśli nie czujesz się szczególnie utalentowany – to
nic. Najprawdopodobniej nie znalazł się jeszcze nikt, kto mógłby pomóc ci odnaleźć i wykorzystać twoje mocne strony. Każda osoba, która choć na chwilę
stała się członkiem SKIN „Palimpsest” wniosła ze sobą coś, co złożyło się na
wspólny sukces związany z realizacją jakiegoś celu, i wyniosła stąd jakieś
doświadczenia –
być może nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Ja wyniosłam całą
siebie, taką jaką jestem teraz i jeszcze przez długi czas będę utożsamiać się z
tym Kołem i jego działalnością. Wciąż jestem „Palimpsestem”.
I jeszcze na koniec parę słów o
samym INiBie jako kierunku. Czy wiedza przekazywana na tych studiach ma
jakiekolwiek odniesienie do marketingu? Jasne! Ci, którzy studiują
bibliotekoznawstwo, dobrze o tym wiedzą. Promocja czegokolwiek bezwzględnie
łączy się z komunikacją. Komunikacja zaś jest procesem przekazywania informacji
za pośrednictwem mediów
(niekoniecznie masowych, niekoniecznie też elektronicznych),
a umiejętność ich [mediów i informacji] rozpoznawania, selekcji, okiełznywania
i posługiwania się nimi – co jest właśnie istotą tych studiów – staje się
niezwykłą mocą w świecie zalanym przez ocean wymieszanych ze sobą bezużytecznych,
jak i bezcennych informacji. Jest to świat zamieszkiwany przez społeczeństwo,
które już nie tylko w wywodach socjologów czy informatologów nazywane jest
informacyjnym. Warto interesować się zagadnieniami związanymi z teorią
informacji chociażby po to, by być bardziej świadomym jego członkiem.
Warto też, będąc studentem robić coś więcej, niż przewidziano w programie i dać sobie
szansę na lepszą przyszłość, zdobywając doświadczenie dobrze się przy tym bawiąc. Bo jest jeszcze
coś, o czym wcześniej nie wspomniałam a przecież chyba najważniejsze: ludzie. Fantastyczni
ludzie, których poznaje się bez przerwy. Niektórzy stają się dla nas inspiracją,
inni oferują pomoc, kiedy jest potrzebna, a jeszcze inni (albo ci sami) w końcu
stają się naszymi przyjaciółmi w życiu prywatnym.
Anna Paszko - magister
zarządzania, absolwentka studiów licencjackich w dziedzinie informacji naukowej
i bibliotekoznawstwa oraz politologii, niedoszła florystka. Interesuje się
informacją, mediami, rynkiem zdrowia i polityką. W wolnych chwilach
najchętniej: rysuje, pisze, czyta i pływa. Wychowana pod lasem w
podhrubieszowskiej wsi, studiowała w Lublinie, aktualnie mieszka i pracuje w
Warszawie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz